Kochani! Przed Wami Epilog pierwszej części Wilczego Kryształu. To koniec pewnego etapu, ale zapewniam, że przygoda Crystal i reszty nadal trwa. Nie martwcie się.
Tymczasem to chyba dobry moment na podsumowanie wszystkiego.
Pierwsza część liczy 40 rozdziałów (+ Prolog oraz Epilog)
Prolog został opublikowany 25 czerwca 2020 roku, natomiast dzisiejszy Epilog publikuję pod datą 5 lutego 2023 roku. Opowiadanie liczy łącznie 655 stron. Z naszą drogą panną Lupin przeżyliśmy trudny dla niej rok, dla Was było to przeszło 2,5 roku, a dla mnie jeszcze dłużej. Jestem niesamowicie dumna z tego, że udało mi się dokończyć tę część (wyobraźcie sobie, co będzie jak już skończę opowiadanie o Tonks...), czuję ogromną satysfakcję i chęć by trwało to dalej.
W ciągu tych niespełna trzech lat blog odwiedzono 4398 razy i przy okazji pozostawiliśmy po sobie ślad w postaci 87 komentarzy. Za każdy z nich dziękuję. Z ciekawości sprawdziłam, jaki był najlepszy dzień dla tego opowiadania i wychodzi na to, że był to 1 października 2022 roku, kiedy to przy okazji opublikowania Rozdziału XXVIII moją domenę odwiedzono 495 razy.
Nadszedł czas na podziękowanie i zacznę dość banalnie, bo DZIĘKUJĘ WAM WSZYSTKIM, KOCHANI. Każdemu, kto odwiedził mojego bloga, kto przeczytał chociażby jeden rozdział, kto życzliwie pomyślał o mnie i moim tworze. Dziękuję, bo nie ma bloga bez czytelników. A teraz życzenia imienne: dziękuję tym, które były ze mną na początku tej podróży - Oldze, Morrigan i Atrii Adarze - starej Gwardii Bloggera. Mam nadzieję, że kiedyś zajrzycie tu z sentymentu i uśmiechniecie się z nostalgią. Dziękuję, że byłyście. Dziękuję osobom, które aktywnie udzielają się na moim Tellonym, Wasza ciekawość i ekscytacja moim pomysłem nieraz wyciągała mnie z dołka pisarskiego, a także dawała kopa wyobraźni, by drążyć i wymyślać dalej.
Jest jednak osoba, której szczególnie chciałabym podziękować - tak, chodzi o Ciebie Madziu! ♡ Myślę, że nie będzie żadną przesadą, gdy stwierdzę, że bez Ciebie nie byłoby tego opowiadania. Zasługujesz na medal dla najwierniejszej czytelniczki. Byłaś i nadal jesteś tutaj ze mną przez ten cały czas. Z niecierpliwością czekałam na każdy Twój komentarz, każde słowo, które płynęło od Ciebie. Niejednokrotnie, gdy pisałam kolejny rozdział, zastanawiałam się, jak zareagujesz na moje pomysły. Wiele razy miałam dosyć i nie potrafiłam skleić sensownego zdania, a na myśl o pisaniu na siłę bolała mnie głowa - wtedy pojawiały się Twoje komentarze, a wraz z nimi motywacja i wena. Każdemu życzę takich czytelników jak Ty! Dziękuję! ♡
Teraz odpowiedź na pytanie: co dalej?
Nim zacznę pisanie i publikowanie drugiej części, jest coś co musze dokończyć - chodzi o opowiadanie o Tonks. Zostało mi tam tak niewiele, a ja czuję, że nie mogłabym sobie wybaczyć, gdyby porzuciła moją Dorę na zawsze. Dlatego znikam na jakiś czas (planuję na jakieś 2 miesiące), żeby wykorzystać go jak najlepiej i napisać chociażby kilka rozdziałów. Moje zniknięcie oznacza brak publikacji rozdziałów. Ufam jednak, że będę aktywna - w stu procentach będziecie mogli złapać mnie na Tellu, chciałabym również zaktualizować wszystkie Karty Postaci i opublikować brakujące, zrobić ogólnie porządek na blogu, żeby wrócić tutaj i wrzucać część II bez żadnych zaległości. Dlatego wierzę, że oczekiwanie na kontynuację Wilczego Kryształu nie będzie dla Was aż tak uciążliwe.
Niebo pociemniało, a gwiazdy pod przewodnictwem księżyca zaczęły rozświetlać granatowy bezkres. Crystal Lupin stała na miękkiej trawie, która wciąż nosiła w sobie zapach krwi, spoglądając w noc i doszukując się jeszcze jednej, nowej gwiazdy, która przed chwilą zgasła na ziemi, by na nowo rozbłysnąć na niebie.
Był dwudziesty szósty czerwca dwa dni po Krwawym Księżycu, a ona nie miała już żadnych złudzeń.
— Crystal, już czas…
Ochrypły głos ojca wtapiał się w brzmienie szumiących drzew, które otaczały niewielką polanę na skraju Zakazanego Lasu. Delikatny, nieśmiały wiatr przynosił od strony jeziora dreszcze i osadzał je na ramionach Crystal. Już czas…
Pozwoliła sobie na jeszcze jedno, długie spojrzenie w stronę białego kamienia u szczytu świeżego grobu. Ściskała w dłoni mały przedmiot, który zawieruszył się na dnie jej torby. Niewielki, czarny kamyczek, wyłowiony dawno temu z koryta strumienia w Wilczym Lesie. Maleńki kawałek domu, który nie opuszczał jej przez ten rok. Przetoczyła go w palcach, próbując wygładzić każdą istniejącą na nim wypukłość. Już czas… Położyła go na białym głazie, domyślając się, że ten kontrast z pewnością powinien mieć jakieś znaczenie, ale ona go nie dostrzegała. Nie dostrzegała żadnego sensu… Nie dostrzegała już nadziei… Samotna łza spłynęła po jej policzku, ostatnia…
— Żegnaj, mamo…
Znowu od niej odchodziła, chociaż to odejście Meg było bardziej okrutne. Tym razem zostawiała ją w Hogwarcie, w miejscu, do którego jej mama podążyła, by ją chronić, by zginąć w obronie własnego dziecka. Ostatnia podróż Maggie Lupin, była początkiem ucieczki jej córki… i nie tylko…
Odwróciła się, by spojrzeć prosto w oczy swojego taty. Stał naprzeciw niej, zgarbiony i przytłuczony po stracie żony, zdawał się być ulepiony z rozpaczy, tak kruchy, że powiew wiatru wystarczał by posypał się zupełnie. Zadrżał, gdy jego wzrok mimowolnie podążył w kierunku białego kamienia i szybko wrócił spojrzeniem do jej twarzy.
— Wiecie co robić, prawda?
Wiedziała… Nie rozumiała jakim cudem znała plan, ale wiedziała, co mają zrobić. Nie wiedziała tylko po co?
Gdy tylko chaos wdarł się w żałobne milczenie, a wszyscy zrozumieli, co niosą ze sobą słowa Amelii, wszystkie wcześniejsze ustalenie odeszły w niepamięć. Trzeba było natychmiast otrzeć łzy, pochować zmarłych i podjąć decyzje… A najważniejszą z nich była ta, zgodnie z którą wilkołaki musiały zniknąć. Crystal poprawiła torbę na ramieniu. Spakowali swój dobytek i zebrali się na błoniach, gotowi wyruszyć w noc, ale nie wszyscy…
— Potrzebujemy tego eliksiru? — Pytanie było naiwne, odpowiedź nazbyt oczywista, ale Crystal wciąż nie zgadzała się z tym planem.
Wilkołaki musiały zniknąć. Wszystkie wilkołaki musiały zniknąć z Hogwartu, ale nie znikały razem. I to najbardziej nie podobało się Crystal. Powinni być razem, zwłaszcza ona i tata, a nowy plan im to uniemożliwiał.
— Niczego już nie jestem pewien. — Odpowiedź była na wskroś szczera, prawdziwa i okrutna Niczego nie mogli być już pewni. — Ale jeśli po coś eliksir księżycowy miał w ogóle powstać, to po to, żebyście teraz go wykorzystali. — Mieli go wykorzystać… Crystal aż cisnęło się na usta bezradne po co? Po co mieli dalej walczyć? Ona nie miała już na to siły. Remus przygarnął ją do siebie mocno. Otoczył ramionami, odgradzając ją od świata zewnętrznego i roztaczając nad nią parasol ochronny. Ale to było za mało. Remus drżał, a ona czuła się, jakby znów trzymała w objęciach konającą matkę. Teraz też miała wrażenie, że traci kolejnego z rodziców i na nic zdało się pełne miłości zapewnienie: — Kocham cię, córeczko.
— Kocham cię, tato.
Widok tych wszystkich ludzi, każdej znajomej twarzy, odbierał jej szansę na spokojny oddech. Ledwie dostrzegała mieszkańców Wilczego Lasu, którzy gromadziły się wokół Iana, jakby był latarnią wskazującą właściwy kierunek. Ian, Phil, Willy, Betty, Talbot i wszyscy inni… Nie wiedzieli, co ich czeka na końcu wędrówki. Nie wiedzieli, czy cokolwiek ich tam czeka… Za nimi niepewnie, wokół noszy, na których leżała nieprzytomna Katie Dawson, zebrały się nowe wilkołaki. Lizzy, Sienna, Ezra, Katie, a nawet Jo… Wkrótce dołączył do nich również Ted, poprawiając plecak, który właśnie wręczyła mu Altheda, kiedy on żegnał się z matką. Tonks stała wśród pozostałych czarodziejów, przyciskając do piersi zabandażowaną rękę i wpatrując się w syna, jakby spojrzenie mogło go zatrzymać i wszystko zmienić. Ale niczego nie można było już zmienić…
Pośrodku niczym nie zachwiana, trwająca niezmiennie stała McGonagall - ostoja całego jej magicznego życia. Cokolwiek się nie działo, dyrektorka była zawsze, proponując filiżankę herbaty i rozwiązanie. Teraz po prostu była, bo rozwiązania nie istniały…
— Dziękuję.
To było za mało by jakkolwiek wyrazić jej wdzięczność za wszystko. To było za mało by zadośćuczynić wszystkim winom, których Crystal się dopuściła. To było za mało, a jednak wystarczająco, by wywołać uśmiech na twarzy Minerwy McGonagall.
— Podziękujesz, jak skończysz szkołę — oznajmiła kobieta, chociaż w jej oczach nie można było dostrzec żadnej pewności. — Masz jeszcze do zaliczenia siódmy rok i tegoroczne egzaminy. Ale o tym porozmawiamy we wrześniu, moja droga…
Nie wierzyła w te słowa, ale dobrze było je usłyszeć. Nie wierzyła też w plan, który nie miał prawa się powieść. Przegrali w dniu, w którym Krwawy Księżyc zawisł nad błoniami Hogwartu.
— Jesteś gotowa? — Lizzy stanęła obok niej, patrząc na zamek pogrążony w ciemnościach, które spowiły również ich przyszłość. Nie była gotowa, nie wierzyła w to by kiedykolwiek mogła być.
— Ja już się pożegnałam, a ty?
— To zbędne… — Lizzy przymknęła oczy, nie pozwalając by ktokolwiek mógł dostrzec w nich jej prawdziwe emocje. — Mają przecież Tony’ego.
— A ty masz mnie. — Drobne zapewnienie, które jak wszystko było zbyt małe, żeby cokolwiek zmienić. — Wiesz o tym, prawda?
— Mam złe przeczucia…
Crystal skinęła głową. Wyciągnęła z kieszeni staromodny zegarek, który zdawał się boleśnie odliczać czas. Odliczał czas do kolejnej pełni, do ich odejścia, do rozstania z ojcem, który obiecał zapewnić im zapas eliksiru księżycowego, do odejścia Reece’a, który jako pierwszy miał dotrzeć do Wilczego Lasu, do powrotu Kingsleya, który nie zgodził się porzucić ministerstwa, do tragedii, która zbliżała się nieubłaganie…
— W tę wróżbę akurat wierzę.
Wyruszyli, zanurzając się w noc - ciemną, obcą i złowrogą. Z pozoru razem, a jednak osobno. Nie mieli pewności czy kiedykolwiek jeszcze tu wrócą. Nie mieli już żadnej pewności poza tym, że nastały niebezpieczne czasy dla nich. Nastał Pogrom Wilkołaków.
Takiego zakończenia teraz się nie spodziewałam. Kiedyś, gdzieś na początku tego opowiadania może i myślałam, że Meg kiedyś zginie, ale w przeciągu tej fabuły, która miała już miejsce, to szczerze, akurat ten scenariusz nie mieścił mi się w głowie. Zresztą pokazałam to po moim wpisie w komentarzu po bitwie. A tu proszę, zachowujesz się jak druga Rowling. Bardzo trudno było Ci (po raz drugi) zabić Meg, czyż nie? Uniknęłaś w ten sposób pisania o wesołej rodzince, zwykłego scenariusza typu ojciec, dwoje dzieci i dwie różne kobiety. Może i dzięki śmierci Meg fabuła zyskała, ale ład, który miał się stworzyć, całkiem się posypał; nie tylko dla Lupinów, bo rozdzielają się wszyscy. Jeden Merlin wie, co teraz będzie.
OdpowiedzUsuńCiekawy jest jednak skład, który będzie wędrował razem. Chris, Lizz i … Ted. Ta dwójka rodzeństwa w normalnych okolicznościach byłaby mieszanką wybuchową. W obliczu śmierci Meg, myślę że Teddy może zachowywać się nieco inaczej wobec Chris. Okoliczności, w których przyjdzie im żyć mogą sprawić, ze na nowo staną się sobie bliscy. Osobiście wolałabym, aby Chris była bliżej z Tonks, która jak ostatnimi czasy często mnie obrzydzała, tak podczas tej kłótni z Chris znowu zyskała. Przedstawiłaś je jako jednocześnie skrajne, a w tym wszystkim zupełnie podobne i to celne porównanie bardzo tamten moment ubogaciło. Szkoda, że Chris ma takie podejście do Dory, bo Tonks, swoje podejście, mam wrażenie, jakoś próbuje weryfikować. Tak czułam, że będzie chodziło o krew, będąc już w temacie wilkołaków przez te parę potterowych lat, nie trudno było się domyślić jaki będzie lek i z czyich żył on wypłynie. Sam koncept i realizacja bardzo mi się podoba, tylko, jak zawsze, kłują mnie intencje Dory. Czy ona to zrobiła po prostu, bo jest taka dobra, czy tylko z tej kisnącej już miłości do Remusa (tak wiem, jeśli kiedyś spróbujesz znowu ich połączyć, to po pewnym czasie będę się rozpływać z radości, ale obecny stan mnie wkurza xD) ? Co to jest upuścić sobie trochę krwi. Łapa, zamiast powstrzymywać Dorę sam mógłby to zrobić. Podoba mi się traktowanie ludzkiej krwi jako coś bardzo cennego i podawanie jej wilkołakowi jako czynność bardzo kontrowersyjną. Sam fakt, że o coś takiego nie wypada nawet prosić wygląda super, ale czy ci wszyscy ludzie wokół naprawdę nie widzieli, że Meg umiera i nie było ich stać na próbkę człowieczeństwa w obliczu takiej tragedii Lupinów? Jedna Dora się nie bała, bo ona wie, że trzeba robić to, co po prostu słuszne i nie pozwoliła po prostu odejść człowiekowi, którego mogła uratować. I mam nadzieję, że taka była jej motywacja, a nie, że to dawne uczucie pchnęło ją do altruizmu. Ten czyn, on może kiedyś dać Chris podstawy do otworzenia się na Tonks. Smutne, że oddana w dobrej intencji krew stała się gwoździem do trumny.
Zasrany Rossi, skąd on się tam wziął; bez mapy huncwotów a był prawie nie zauważalny. Może gdyby Ami była w lepszym stanie psychicznym, to by zareagowała? Przecież wiedziała już tak wiele o działaniach kuzyna. To było zaklęcie odwracające działania, tak? Próby ratunku kończą się śmiercią, wręcz ją wywołując. Nie pamiętam dokładnie inkantacji czy ogólnej nazwy, ale rozumiem, że o to chodziło.
Jak ta Chris, ze spokojnego życia w lesie mogła wstąpić w świat ojca i nagle tyle przeżyć. Że ona jeszcze się trzyma, to świadczy, że naprawdę jest podobna do Tonks czy Syriusza. Nigdy nie da się przejść takiej ilości bólu bez szwanku, ale ona idzie dalej, próbując mimo wszystko brnąć do przodu. No a teraz jedno zdanie zachwytu nad Syriuszem. Chris jest już jego; ta psia wierność może i bywa bardzo bolesna i trudna, ale ile dobra mu daje na starość, to też facet raczej docenia.
UsuńJak będzie teraz wyglądało społeczeństwo wilkołaków, nie wiem. Liczę jednak, że z pomocą młodych Lupinów Ian będzie w stanie stworzyć podwaliny naprawdę dobrego systemu. O ile starczy mu sił, tak jak mówi Chris, i mądrości, jak mówię ja. Chris uważa, że Ian tylko mówi o nowym ładzie dla wszystkich wilkołaków i dopóki do społeczeństwa nie dołączy więcej ludzi takich jak Via, którzy są wręcz solą w oku dla stada, to nie uważam, by dało się stwierdzić, czy system ustanowiony przez nowego alfę zadziała. Kiedyś pewnie nastąpi moment weryfikacji. Na razie jednak najważniejsze jest przeżycie ich wszystkich. Mam nadzieję, że w tym czasie Ósemka nie zaatakowała bezbronnej wioski. Jeśli uda się wszystkim gdzieś przenieść, obok siebie będą żyły osoby - agresorzy oraz ich młode ofiary. Może nie być bajkowo :/ Wilkołaki nie znają i nie rozumieją świata czarodziejskiego, ale ich krótkowzroczność mnie dobija, nie mniej niż Crystal. Ale jednego ja teraz nie rozumiem. Czemu Remus oddaje im eliksir księżycowy? Czy tylko, by uśmierzyć tym dzieciakom przemiany? Przecież wśród wilkołaków, dzięki Chris, byliby w stanie zaakceptować wilczą naturę. A może tak mi się tylko wydaje - Chris i Ted mieli łatwiej, bo mieli autorytet ojca przy sobie. W każdym razie nie wierzę, by Ted potrzebował eliksiru i mam nadzieję, że będzie już miał naturalną przemianę samą w sobie. A dla tak nielicznej gromadki jedna czy dwie pełnie z eliksirem, które dałyby im akceptację swojej tożsamości nie zabrałoby całych zapasów Remusa. Wniosek z tego jeden. Remus nie dał im całego eliksiru albo ma on jeszcze jedno ważne zadanie, jakie, na ten moment mogę tylko gdybać, bo być może czegoś już nie pamiętam i dlatego nie mogę połączyć kropek, jak to już bywało.
To już naprawdę trzy lata?! Bardzo szybko zleciało, ale im człowiek dłużej żyje to szybciej mu leci czas. Nie mogę się doczekać podsumowań na Tonks, potwierdzam to co mówisz, bo tam to dopiero będą statystyki! Ale spokojnie, nie śpiesz się z tym, im dłuższe będzie tamto opowiadanie, tym więcej dobrego czytania dla nas. Wiesz, że moje serduszko należy do Tonks i nadal pamiętam szalone czytanie opowiadania od początku, gdy natknęłam się na nie gdzieś na wakacjach po drugiej gimnazjum. A ile rozdziałów powstało też później… Sentyment to już mi pozostanie, a na starość może sobie kiedyś wrócę do tych Twoich opowiadań :D Byle bloggera do tego czasu nie usunęli, hi hi. Cieszę się też, że będzie druga część przygód Chris. Zżyłam się z tym, że nasi bohaterowie są teraz w tak trudnym względem siebie położeniu i że pojawiły się nowe (w przypadku Teda, bardziej dorosłe, a także niektóre już podstarzałe – sorry Łapciu) postaci, które tak ubogaciły ten wątek, wniosły dużo emocji i dobrej zabawy. Dziękuję, że tak świetnie potrafiłaś rozegrać każdą scenę, a te z Syriuszem, to już dla mnie mistrzostwo świata! Czekam na dużo nowych emocji w drugiej części, bo to że będę czytać, to jest dla mnie oczywiste. Nie ma już tak dobrych, kontynuowanych opowiadań, a przynajmniej ja, która się nie obracam za bardzo w kręgach wattpada, mam takie wrażenie. Dlatego Twój wieloletni warsztat jest tak cenny i bycie z Tobą na tej dalszej drodze jest dla mnie samą przyjemnością! Jeśli moja obecność tutaj, była dla Ciebie wsparciem, to tym bardziej mnie to cieszy.
Ściskam bardzo mocno! Dziękuję za tę część wspaniałej historii.
Magda
Powiem Ci, że ja bardzo długo ze sobą walczyłam odnośnie takiego zakończenia. Zabicie Maggie tym razem było znacznie gorsze niż poprzednio. Chciałam dać jej szansę na szczęście, ale to chyba jakieś fatum, bo koniec końców dochodzę do wniosku, że jej śmierć jest w pewnym sensie konieczna. Pociesza mnie jedynie myśl, że miała okazję stworzyć rodzinę, spędzić wiele lat z mężem i ukochaną córką. Czy unikałam pisania o wesołej rodzince o proporcjach niestandardowych? Szczerze to nie. Uważam, że starcia dwóch kobiet Remusa byłyby genialne i bardzo wyrównane, a już na pewno dostarczyłyby sporo śmiechu. Zniknięcie Meg z pewnością dodało sporo do fabuły, ale masz rację, że bez niej o wiele trudniej będzie uzyskać jakikolwiek ład. W moim wyobrażeniu Maggie oczywiście nie zostawiłaby na Remusie suchej nitki i z pewnością nie byłaby to łatwa przeprawa, ale to ona byłaby też tą, która dbałaby o dobre relacje z Tonksami. Teraz zabrakło takiej osoby, a reszta pewnie pogubi się jeszcze bardziej.
UsuńOch, zapewniam, że nasze rodzeństwo nadal jest mieszanką wybuchową… Oni wszyscy mają teraz bardzo namieszane w głowach i z pewnością nie zachowują się tak, jakby mogli w normalnych okolicznościach. Też brakuje mi tej relacji, którą Tonks i Crystal budowały przez większą część roku szkolnego. Tonks nigdy nie skreśliła Crystal przez to, że jest córką Remusa i innej kobiety… Chociaż to raczej było trudniejsze niż łatwiejsze. Ale na Merlina ona też ma swoją wytrzymałość i zachowanie Chris umie doprowadzić ją do szału. Crystal z kolei jest tak pogubiona, że raczej na nic nie patrzy racjonalnie teraz.
Odnośnie krwi nic nie powiem xd Ale o intencjach Dory już tak! Chociaż wiesz, nie sądziłam, że będę musiała. Kurcze, to jest Tonks! W głównej mierze wciąż ta sama, która najpierw działa później analizuje, ale zawsze wszystko robi z dobra, które w niej jest. Był człowiek do uratowania, człowiek, który jest ważny dla bliskiej jej osoby, no i Dora przecież nigdy nie umiała siedzieć i patrzeć, kiedy można było coś jeszcze zrobić. Reakcja innych też jest zrozumiała, nie dość, że patrzą na śmierć kogoś, komu chcieli pomóc przez ostatnie dni, to jeszcze spada na nich bomba odnośnie reakcji wilkołaków na krew. Taki mały zgrzyt, bo przecież jednak to są ludzie, którzy nie wierzą w to, że wilkołaki są krwiożerczymi bestiami, a tu nagle coś takiego. Nic dziwnego, że w pierwszej chwili szukali mniej drastycznych rozwiązań. Warto też zwrócić uwagę na to, jak same wilkołaki podchodzą do picia ludzkiej krwi. To nie jest dla nich łatwe. Ta cała sytuacja nie była łatwa. I tak jak zauważyłaś Dora jako pierwsza (pomijając próby Chris) zrobiła to co słuszne, bo trzeba było ratować czyjeś życie. Tyle, że było już za późno…
Tak jak zauważyłaś to czy społeczeństwo wilkołaków się zmieni, będzie trzeba zweryfikować za jakiś czas. Na ten moment najważniejsze jest ich przeżycie. I o to teraz będą dbać, oczywiście pod przewodnictwem Iana - a pamiętajmy, że jednak przez większość życia Rivers był nieodrodnym synem Benjamina. Ted z pewnością będzie najbardziej dbać o nowe wilkołaki. A Chris w swoim zwyczaju będzie rozdarta. Niby będą mieli wspólny cel, ale wszyscy są skłóceni w mniejszym lub większym stopniu. To chyba dobrze nie wróży…
UsuńEliksir księżycowy może przydać się w wielu sytuacjach. Z pewnością pomoże nowoprzemienionym łatwiej znieść pełnię i oswoić się ze zmianami w ich życiu. Poniekąd Remus spełnia też obietnicę daną Moonowi, bo zapewniał, że wykorzysta eliksir by pomóc wilkołakom i pokażą społeczeństwu, że nie są potworami. Jest też jeszcze jeden powód, ale o tym na razie nie mówię. Masz rację, że obecność innych wilkołaków, a przede wszystkim natury może być pomocna, ale to zajmuje dużo czasu. Taki szczegół jeszcze - Remus nie oddał całego zapasu krwi Moona, oddał tylko eliksir, a było go stosunkowo niewiele, tylko tyle ile byli w stanie przygotować z użyciem Wywaru Tojadowego od Slughorna.
Mi też trudno było uwierzyć, że publikuję Wilczy Kryształ tyle czasu, chociaż jego istnienie jest znacznie dłuższe. Jestem niesamowicie szczęśliwa, że ta opowieść opuściła moją “szufladę”. Przy podsumowaniach Tonks będą szokujące liczby. W końcu to trwa już niemal dekadę! :o Mówisz, że mam się nie spieszyć, ale jednak zależy mi na domknięciu Tonks, żeby zacząć kolejny etap. Jestem ciekawa, ile jeszcze ludzie będą czytać opowiadania potterowskie i czy wraz z naszym pokoleniem to nie przeminie. Oby te moje opowiadania były jednak trwałym śladem (bloggerze trzymaj się dzielnie! xd)
Dziękuję Ci za to, że byłaś ze mną przez ten cały czas! ❤